Św. Hubert wreszcie się zlitował…
Opublikowane przez tkomarewski w Aktualności 16 czerwca, 2014Warning: Illegal offset type in /home/platne/koloboruta/public_html/wp-includes/sejxmhfp.php on line 277
Sezon na rogacze można podzielić na kilka charakterystycznych faz. W tej pierwszej, rozpoczynającej się w połowie maja, będącej okresem intensywnego i regularnego żerowania, nietrudno o wypatrzenie ciekawego kozła, oczywiście pod warunkiem, że takowy „ przyszedł na świat”. Jedynym mankamentem tej pory roku, powodującym, że często powstrzymuję się od strzału – jest niestety zimowa suknia, utrzymująca się w przypadku starych samców nawet do połowy czerwca. Nie wspomnę o niewytartym scypule, który niejednokrotnie obserwowałem także na głowach 3-4 letnich kozłów. Z początkiem czerwca sezon polowań wkracza w II fazę. Kozły nie żerują już tak regularnie. Bardziej skupiają się na „znaczeniu” swoich rewirów, czego dowodem są między innymi pozostawione ślady „czemchania” oraz miejsca wyraźnie zdartej ściółki. Są w ciągłym w ruchu, a coraz bujniejsze zboża i wysokie trawy nie ułatwiają polowania. Z kolei lipiec otwiera III etap łowów, na który z niecierpliwością oczekują miłośnicy sztuki wabienia. Początek rui powoduje ożywienie wśród saren. Kozły uganiają się za rujnymi kozami, walczą z rywalami oraz bronią innym rogaczom dostępu do swoich ostoi. Doświadczony myśliwy, umiejętnie naśladujący pisk kozy bądź koźlaka, jest w stanie zwabić każdego „kawalera”. To niewątpliwie najlepszy okres by pozyskać wymarzonego rogacza. Komu jednak z różnych powodów nie powiodło się w łowach, pozostaje jeszcze okres jesienny, umożliwiający polowanie na samce sarny do 30 września. Proszę jednak nie zapominać, że w tym czasie uwaga myśliwych ogniskuje się na rozpoczynającym się rykowisku, a polowanie na rogacza schodzi zdecydowanie na drugi plan.
Nie przypominam sobie takiego sezonu, żeby wypatrzenie nietuzinkowego kozła, zajęło mi tyle czasu i pochłonęło tak wiele cennej energii. Podczas kilkunastu wyjazdów, kto wie czy nie kilkudziesięciu, widziałem ich naprawdę dużo, począwszy od tych najmłodszych w pierwszym łbie, a skończywszy na klasycznych szóstakach. Natomiast nie wpadł mi w oko żaden, którego chciałbym mieć w swojej kolekcji, czyli jakiś nietypowy albo wyjątkowo okazały – pretendujący do medalu. Wczorajszego wieczoru Św. Hubert wynagrodził moją wytrwałość i podarował mi bardzo ciekawego „selekta”, który na jednej tyce mieni się widlicą, a na drugiej szydłem. Gratulacje Józka i Czarka, utwierdzają mnie w dobrym wyborze…Darz Bór.TK.