

Od dobrych kilku lat z prawdziwą zimą mogliśmy się zetknąć co najwyżej podczas oglądania rodzinnych albumów. Kiedy decydowaliśmy się na kulig, tradycyjne sanie zastępowała przysłowiowa „ fura na kołach”. Deszcz, który zwykle kojarzył się z jesienną szarugą, już od dłuższego czasu przestał słuchać meteorologów i mniej lub bardziej kropił w miesiącach, w których tradycyjnie winien prószyć śnieg. A kiedy ten wreszcie już spadł, wystarczało go na ulepienie kilku śnieżek… Przywykliśmy do tego, że w osłupienie wprawiał słupek rtęci, który spadał poniżej zera a przecież powinno być na odwrót.
W zasadzie to zdołaliśmy się już oswoić z faktem, że występujące anomalia – jak twierdzą eksperci – głównie wywołane globalnym ociepleniem, powoli stają się normą. Normą, która smuci i przygnębia, a to dlatego, że burzy przyrodniczo-klimatyczny ład. Doskonale wiemy, jakiego wysiłku i poświęcenia w tej chwili potrzeba, ażeby ten niszczący planetę „tajfun” zatrzymać.
Ci sami eksperci, którzy argumentowali, że w tej części świata zimy powoli odchodzą do lamusa, a gdy ewentualnie o sobie przypomną, to łagodnie i krótkotrwale, pewnie przecierają oczy ze zdumienia, widząc jakie czapy śniegu spowiły podlaski krajobraz.
Osobiście lubię zimę i nie przeszkadza mi ani siarczysty mróz ani nadmiar śniegu, i takich osób jak ja pewnie jest mnóstwo. Jednocześnie wiem, że w tych okolicznościach przyrody, nie wszystkim jest do śmiechu…Zwłaszcza tym, którym służby miejskie nie odśnieżą drogi do posesji, tym którym nikt nie ugotuje ciepłego posiłku, i wreszcie tym, które zdane tylko same na siebie, mogą nie dotrwać do wiosny ! Nie trudno zgadnąć, że mam na myśli dzikie zwierzęta, które właśnie teraz, unieruchomione w leśnych ostępach, czekają na pomoc człowieka. A nim – i mówię to z pełną świadomością – zwykle jest myśliwy, który wie, rozumie i czuje…, a jego troska nie wynika z obowiązku lecz z chęci i woli !
Kilkunastu myśliwych z „ Boruty” natychmiast zareagowało na apel zarządu koła i brnąc po kolana w śniegu, jak Mikołaj z workiem prezentów na plecach, docierało do miejsc, gdzie zapewne jeszcze tej nocy, jelenie i sarny oraz inni mieszkańcy lasu, pozbawieni dostępu do naturalnej bazy żerowej, będą mogli uzupełnić braki pokarmowe, by móc przetrwać ten ekstremalnie trudny czas.
Dziękuję kolegom za zaangażowanie i poświęcony czas. Wiem, że wykonana praca i poniesiony trud na pewno nie pójdą na marne…Darz Bór !
Tomek K.