Gościnnie w Puszczy Augustowskiej
Opublikowane przez tkomarewski w Aktualności 29 grudnia, 2013Warning: Illegal offset type in /home/platne/koloboruta/public_html/wp-includes/sejxmhfp.php on line 277
Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu to jeden z siedmiu grzechów głównych. Niestety święta Bożego Narodzenia z całą ich niepowtarzalną magią, sprzyjają łamaniu tej kościelnej zasady. Jak tu nie ulec pokusie, kiedy stół ugina się pod ciężarem niezliczonej ilości przeróżnych smakołyków. Objadanie się bez opamiętania potrawami, którym zazwyczaj daleko do tych ze sklepów ze zdrową żywnością w połączeniu z brakiem ruchu sprawia, że z każdym kolejnym kęsem jesteśmy zmuszeni do popuszczania pasa, a nasz brzuszek zaczyna przypominać bombkę ze świątecznej choinki. Dlatego też nie miałem żadnej wątpliwości z zaplanowaniem nadchodzącego weekendu. Może drobną rozterkę stanowił wybór na jaki rodzaj polowania się zdecydować. Mając jednak w pamięci zaproszenie złożone przez prezesa koła łowieckiego „Ryś” w Białymstoku, kol. Klemensa Dziermańskiego, postanowiłem skorzystać z tej uprzejmości i wziąć udział w polowaniu zbiorowym. Dotychczasowe wizyty w Puszczy Augustowskiej wspominam bardzo miło więc i tym razem nie miałem powodu sądzić, że będzie inaczej. Jak się jednak później okazało, niezaplanowanych emocji i wrażeń było ponad miarę…
W podróż do Rubcowa wyruszyłem z Karwosiem i Bodziem, a samochód marki Jeep Liberty 2.8 CRD wraz z dodatkowym wyposażeniem, starannie skompletowanym przez jego właściciela, gwarantował dotarcie do miejsc niedostępnych dla zwykłej „terenówki”. Jedyny postój na trasie do celu – poza uzupełnieniem paliwa i drobnymi zakupami – nastąpił tuż przed wjazdem do obwodu, na wysokości „Myśliwskiej Łączki”. To miejsce szczególne, ponieważ zgodnie z panującym obyczajem, każda osoba przybywająca z zamiarem polowania, jest obowiązana złożyć hołd Św. Hubertowi, w nadziei, że ten odwdzięczy się niezapomnianymi łowami. Zatem tradycji stała się zadość.
Do kwatery wpadliśmy jak po ogień. Któż bowiem usiedzi w miejscu, gdy za oknem przepiękna pogoda i okazja do spalenia nagromadzonych kalorii… Pomimo tego, że Józek przestrzegał przed wjazdem na grząskie łąki, rozciągające się w okolicy ” Świniego Borka”, to ten rewir wybraliśmy na wstępny rekonesans. Jakież było nasze zdumienie kiedy po przejechaniu 150 m – niezawodny jak do tej pory – Jeep stanął jak „wryty”, pomimo tego, że Bodzio wcale nie zaplanował przerwy na postój !!!. Po wyjściu z auta okazało się, że do sforsowania terenu, na który tak lekkomyślnie próbowaliśmy wjechać, bardziej nadawałaby się łódź, a do polowania – zamiast przygotowanej amunicji kulowej – ” czwórka” na kaczki. Miny, które pojawiły się na twarzy łowczego Walentego oraz mojej, były dalekie od tych sprzed chwili, nie mówiąc o myślach, które mieniły się wszystkimi odcieniami czerni !!! Tylko Bogdana o dziwo nie opuszczał dobry humor i pewność, że osprzęt, który znajduje się w samochodzie, rozwiąże tę niezaplanowaną przerwę w łowach. To co za chwilę wyjął na zewnątrz miało mieć swój skuteczny debiut. Tej nazwy nie zapomnę do końca życia i liczę, że już nigdy nie będę świadkiem współpracy mojego przyjaciela z tym niezwykłym urządzeniem !!!. Żeby nie zamęczyć Państwa zbyt długą opowieścią dodam tylko, że dzięki uprzejmości miejscowego myśliwego kolegi Mirka Puciłowskiego i przy wykorzystaniu jego ciągnika, udało się nam powrócić do domku. Z tej ekstremalnej przygody płynie jednak pewien morał ograniczonego zaufania do rzeczy martwych oraz własnych umiejętności…W zderzeniu z naturą często okazujemy się bezradni, zwłaszcza gdy zapominamy, że zamiast stalowego KIFORA, warto czasem użyć wyobraźni !!!. Następnym razem będziemy mądrzejsi, jak ten przysłowiowy Polak po szkodzie.
Polowanie zbiorowe, które odbyło się następnego dnia przebiegło bardzo sprawnie, a to dzięki profesjonalnemu prowadzącemu Alkowi Topolewskiemu, zdyscyplinowanym myśliwym oraz dobrze zorganizowanej nagance. Jak to zwykle bywa zwierzyna zaplanowana do ostrzału / łanie, cielaki, dziki oraz drapieżniki / okazała znacznie więcej sprytu niż jej prześladowcy. Dlatego też i pokot nie prezentował się zbyt okazale. Zaszczytu Króla Polowania dostąpił zaproszony gość w mojej skromnej osobie, którego medalem za pozyskanego lisa, uhonorował sam Prezes. Serdecznie pozdrawiam wszystkich uczestników łowów, dziękując za wyjątkową gościnność i wspaniałą atmosferę. Do siego roku…i kolejnego spotkania w kniei. Darz Bór. TK.