

W dniu wczorajszym postanowiłem sprawdzić czy dziki zaczęły już zaglądać do owsa. A, że owsa na Strabli pod dostatkiem ten kierunek wydał mi się najwłaściwszy. Kto będzie wiedział najlepiej, którą cześć rewiru spenetrować jak nie gospodarz obwodu. Około 19.00 zameldowałem się na posesji Józka lecz od jego sympatycznej żony Danusi dowiedziałem się, że ten przed chwilą wyjechał na łowy. I jak tu namierzyć kolegę gdy jego komóra milczy jak zaklęta. Zaczęliśmy nawet żartować z małżonką, że może pojechał na nieco inne polowanko…W przemiłym towarzystwie gospodyni dokończyłem herbatę i trochę zakłopotany ruszyłem w knieję. Było na tyle wcześnie, że najpierw postanowiłem zapolować na Józka ! Jakby to wyglądało gdybym bez jego wiedzy szwendał się po terenie. Tu obowiązują pewne zasady a ja nie zamierzałem ich łamać. Potrzebowałem kilkunastu minut żeby namierzyć zgubę, która siedząc na zwyżce, w pełnym skupieniu, obserwowała łany owsa. Cichutko podszedłem, pozdrowiłem kolegę i żeby nie psuć polowania niezwłocznie udałem się w rewir, który mi wskazał. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że po 15 minutach będę miał już w krzyżu watahę dzików. Najpierw pojawiła się locha z 8 warchlakami, a kilka metrów za nią-trochę niespokojne- podążały 4 przelatki. Słońce nie zaszło jeszcze za horyzont a dziki już ochoczo wzięły się za buchtowanie świeżo skoszonej łąki. Niestety wiatr nie sprzyjał obserwacji więc zwlekanie z decyzją mogłoby zniweczyć moje starania. Zatem błyskawiczna reakcja i całkiem tłusty – jak na tę porę roku – przelatek na rozkładzie. Zanim się obejrzałem za moimi plecami stał już Józek, jak zwykle niezawodny i gotowy do pomocy. I tym razem dodatkowo dumny, że znów udało mu się ” podprowadzić mieszczucha” – oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Zanim pomyślałem, co dalej zrobić z tak pięknie rozpoczętym wieczorem, w garnku dusiła się już cebula a na patelni skwierczały oprószone mąką paseczki wątróbki. Świadomy odpowiedzialności za słowa, odważę się stwierdzić, że sam Pan Grzegorz Rusak, guru kulinarny i wybitny specjalista kuchni myśliwskiej, bez wahania podpisałby się pod daniem, przygotowanym przez Józka. Uwierzcie mi na słowo, że jedzonko palce lizać…Sam już nie wiem czy z mojego kompana lepszy jager czy kucharz ? Na zdjęciu rozpoznacie jeszcze Czarka Sołowieja, w którego imieniu przepraszam tych wszystkich, których uraził jego zdecydowanie niemyśliwski strój. Ale gdy się dowiedział, że Józef smaży wątróbkę, przyjechał prosto z warsztatu samochodowego. Determinacja godna podziwu ale dla takiego smakołyku czasem robi się rzeczy irracjonalne…Ale czy czasem nie o to właśnie chodzi… Darz Bór. TK